A zwróciło się Wam wesele?

No mamy nadzieję, że nie!
Choć przez chwilę mieliśmy wątpliwości…

Oto nasza historia:

W poślubną niedzielę, odprawiwszy ostatnich gości weselnych i zaliczywszy zdjęciową sesję plenerową również i my ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Na którymś z ponad 250 km do przebycia dopadła nas prawdziwa żołądkowa rewolucja zmuszająca do postoju. I tak, przez krótką chwilę obawiałam się, że to wesele nam się zwróciło! Na szczęście po konsultacji z resztą gości, którzy czuli się świetnie znaleźliśmy winowajcę – to były zapiekanki z Orlenu. Co za ulga! 😉

Już nie raz wypowiadałam się na ten temat, jak bardzo nie lubię „kasowego” podejścia do ślubu i wesela, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę, że te dwie kwestie trudno rozgraniczyć.

Gdy jednak czytam na forach dyskusje na temat, tego czy i na ile zwróciło się komuś wesele zalewa mnie gorączka – bynajmniej nie złota.

Czasem odnoszę wrażenie, że Młode Pary traktują wesele jak imprezę biletowaną, po której chcą wyjść na zero. To dlatego coraz częściej w zaproszeniach znajdujemy wierszyki z prośbą o pieniądze – goście zwracają koszty naszej szalonej zabawy i wszyscy są szczęśliwi. Wszystko kręci się wokół osławionego „talerzyka” – a nań składa się przecież nie tylko jedzenie, ale i kawałek sali, kawałek zespołu, kawałek wodzireja, kawałek dekoracji, kawałek księdza i kawałek organisty.

Nie mam nic przeciwko prezentom pieniężnym, poruszam tu tylko postawę niektórych nowożeńców, która jest moim zdaniem… naganna. Szkodzi nie tylko przedmiotowo traktowanym gościom ale i im samym – już widzę te zawiedzione wyrazy twarzy, gdy okaże się, że wesele zwróciło się tylko w połowie.

Zadziwia mnie i zasmuca tak powszechne i tak silne powiązanie wesela z pieniądzem. Nie chcę już się nawet wdawać w rozmyślania na temat, że miłość powinna być tu na pierwszym planie, a nie kasa. Zupełnie nie rozumiem tego toku myślenia, że zaprasza się kogoś na zabawę weselną na jego własny koszt. Młoda para ugości, owszem, ale w skrytości serca liczy, że koszt gościny zwróci się w kopercie. Coś tu jest nie tak, nie uważacie? No bo inaczej po co to wszystko? Po co ta cała szopka?

4 uwagi do wpisu “A zwróciło się Wam wesele?

  1. Rozbawiła mnie wizja talerzyka z obiadem i plasterkami księdza, sali i wodzireja 😀

    My nie mieliśmy żadnych wierszyków, bo kwestie finansowe nie leżały nam na sercu – nie robiliśmy całej imprezy po to, żeby dostać w zamian cokolwiek. Goście przynieśli kartki, wino, prezenty-niespodzianki, prezenty uzgodnione z nami oraz same koperty – pełen przegląd kategorii 😉 Ale cieszyliśmy się i cieszymy z każdego upominku jednakowo (dwa prezenty to były wycieczki, które mamy przed sobą i już nie mogę się doczekać!).

    Dla mnie to w ogóle był weekend, w którym czułam się otoczona najlepszymi emocjami, jakbym pływała w basenie z czekoladą, i to był najwspanialszy dla mnie prezent!

    • Cieszę się, że Wasze wesele było takie udane! „Basen z czekoladą” – piękna metafora 🙂

      Co do prezentów, u nas było podobnie: cała gama upominków od kubków poprzez ręczniki na kopertach skończywszy… choć tylko jedna wycieczka! 😉 Dostaliśmy mnóstwo butelek wina zamiast kwiatów, a w ogóle o to nie prosiliśmy 🙂 Mieliśmy ogromną radość z rozpakowywania prezentów i przeżyliśmy wiele wzruszeń widząc, jak ktoś się postarał, żeby nas uszczęśliwić. Gdy Młodzi dostają same koperty, sporo tracą 😉

  2. Chyba wiem jaka jest przyczyna takiego myślenia – jest jakaś taka dziwna tradycja, że robimy wesela na które nas zwyczajnie nie stać. Dlatego liczymy na jak największy zwrot kosztów, żeby aż tak bardzo wydane pieniądze nas nie bolały.

    Ja jako ślubny recydywista starałam się/ staram się organizować wesele tak, jak byśmy mieli nie dostać ani złotówki – to minimalizuje stres i oczekiwania 😉

Dodaj komentarz