Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o naszym zespole weselnym. Jak już wspominałam, takiej atrakcji początkowo w ogóle nie było w planie 😉
Ponieważ wielu gości zniechęciło się formą naszego przyjęcia (uroczysty obiad) i postanowiło odmówić przybycia, stwierdziliśmy, że tym, którzy się jednak „odważyli” umilimy czas muzyką na żywo – tym bardziej, że z powodu licznych rezygnacji powstała nam nadwyżka w budżecie.
Nie musieliśmy szukać zespołu, gdyż restauracja zaproponowała nam muzyków, którzy często grywają u nich wieczorami. Okazało się, że panowie akurat mają czas na taki krótszy występ (jeśli chodziłoby o wesele do białego rana, nie podjęliby się tego zadania z powodu napiętego grafiku).
Nie był to typowy zespół weselny, a trio akustyczne. Na pewno kojarzycie tego typu „grajków”, którzy umilają gościom czas w knajpkach i restauracjach dźwiękami gitary i ładnym śpiewem.
Zespół wybrany został zupełnie w ciemno (nie mieliśmy żadnych nagrań ani opinii o nim w internecie), ale urzekła nas podesłana przez muzyków lista utworów – covery muzyki rockowej polskiej i zagranicznej. Wybraliśmy sobie nasze ulubione piosenki i zapytaliśmy o możliwość zagrania trzech piosenek spoza listy, które są nam szczególnie bliskie (m. in. Ain’t No Sunshine) – udało się! Panowie przygotowali repertuar na nasze życzenie.
W planach był 3-godzinny występ do obiadu w tle. Nie spodziewaliśmy się jednak, że muzyka rockowa tak przypadnie gościom do gustu i że z ogromną przyjemnością wkroczą oni na parkiet (na szczęście stoły zostały ustawione tak, że znalazł się wolny kawałek podłogi przed kapelą). Wyobraźcie sobie ciocie i cioteczki szalejące przy Knockin’ on Heaven’s Door. Przyznam, że byłam wniebowzięta!
Skończyło się na upraszaniu zespołu o to, by zagrali godzinę dłużej (oczywiście za dodatkową opłatą), gdyż żal nam było przerywać tak dobrej zabawy. Repertuar na ostatnią godzinę zespół wybrał już sam i były to szanty. Doskonale pasowały do naszego mazurskiego wesela i tym razem goście mogli dodatkowo pośpiewać 😉
Ta godzinka minęła w mgnieniu oka, a zapał do zabawy nie minął, no ale w końcu trzeba było wypuścić muzyków do domu i sfinalizować nasz „obiad”.
Efekt był taki, że naprawdę wybornie bawiliśmy się na naszym przyjęciu szczęśliwi i lekko zaskoczeni obrotem spraw 🙂
Wspaniały i niebanalny pomysł. Brawa za odwagę w wyborze kapeli i samej organizacji. Zostawiamy wielkiego plusa i inspirujemy się 🙂
Olka, Wesele z Klasą
O dziękuję 🙂 Muszę się jednak przyznać, że nasza „odwaga” wynikała po prostu z braku jakiegokolwiek planu i szliśmy na żywioł 😉 Nie wiedziałam czego chcę, ale dobrze wiedziałam czego nie chcę na swoim weselu.